top of page

WYWIAD - Gladiator polskiego country - rozmowa z Wojciechem Dudkowskim


Przez świat country toruje sobie drogę niczym wprawny zawodnik sztuk walki (którym, skądinąd, jest w życiu pozamuzycznym). Opiewa i uatrakcyjnia swą działalnością rodzinne strony w taki sposób, iż jadąc do Mrągowa i mijając Ostrołękę, ma się ochotę zdjąć kapelusz i pokłonić. Akronim nazwy jego zespołu nie jest może najbardziej fortunny, ale bynajmniej nie oddaje poziomu wykonawczego kapeli, która może poszczycić się wypełnionym po brzegi koncertowym kalendarzem i dwukrotnym tytułem „Zespół Roku”. Tuż po premierze nowego krążka Drogi Na Ostrołękę, pytam jej lidera – Wojciecha Dudkowskiego – o m.in. najświeższy muzyczny materiał, plany na przyszłość, kondycję country w Polsce i zbliżający się pierwszy koncert na festiwalu w Wolsztynie.

Wojciech Sobczak-Wojeński: W nominacjach do plebiscytu „Dyliżanse” napisałem o Drodze Na Ostrołękę, że to prawdziwy „heavy working band”. Gracie po całej Polsce w przeróżnych muzycznych i pozamuzycznych kontekstach. Jak z Twojej perspektywy wygląda popyt na muzykę country wśród polskich słuchaczy?

Wojciech Dudkowski: Popyt jest przede wszystkim ogólnie na rozrywkę, w tym muzykę. A czy na muzykę country? Hmm… na imprezach „branżowych” z pewnością. Na pozostałych, tak zwanych „ogólnych” jak festyny, dożynki, pikniki (niekoniecznie country), to w sumie uczestnikom chyba jest to obojętne. Byleby była dobra muzyka i można było przy niej się bawić. A w związku z tym, że my staramy się grać dla publiczności, to jesteśmy dobrze przyjmowani w sumie wszędzie, gdzie pojedziemy. Staramy się dostosować do sytuacji; jak mamy plenerową imprezę gdzie ludzie chcą tańczyć i szaleć, to gramy repertuar country „pod nogę”, jak gramy w zamkniętej sali, gdzie publiczność siedzi i słucha, o czym się śpiewa, to wtedy wybieramy numery „do posłuchania”.

WSW: Wasza nowa płyta nazywa się „Był Czas”. Tak również nazywa się piosenka, która bodaj jako pierwsza promowała wspomniane wydawnictwo, a została nagrana z udziałem Pawła Bączkowskiego. Jak doszło do Waszego muzycznego spotkania w tym kontekście?

WD: Tak naprawdę ta piosenka nie była pierwsza, która promowała nasz krążek, ale faktem jest, że stała się chyba najpopularniejszą. Z Pawłem znam się od bardzo dawna. Jakby nie patrzeć, to mój idol z wczesnych lat kontaktu z muzyką country. Pamiętam, jak kupiłem na rynku kasetę Pawła (na okładce był rysunek autorstwa Krzysztofa Cedro z Krakowa) i zakochałem się w tej muzyce! Od tamtej pory zawsze lubiłem muzykę Pawła, szczególnie kiedy śpiewał swoje kompozycje po Polsku. I tak mi już zostało. A pomyślałem sobie, że fajnie by było, gdyby Paweł zgodził się zaśpiewać duet do jakiejś mojej piosenki. Wysłałem mu demo utworu, spodobało się, wyraził zgodę i już. Poszło. Nagraliśmy wokale i koncertowo ten numer miał swoją premierę na koncercie Pawła w Szamotułach, gdzie miałem przyjemność gościć. A potem zagraliśmy go znów razem w Ostrołęce. Z tego koncertu pochodzi między innymi materiał na teledysk do piosenki (autorstwa Roberta Casuari – który robił również zdjęcia na okładkę do płyty, a fotografuje też dla Playboya, więc i tak wam się udało! haha).

WSW: Do wielu Twoich utworów powstały profesjonalne teledyski. Myślę, że ta dbałość o warstwę wizualną utworów jest znaczącym wyróżnikiem Drogi Na Ostrołękę i podnosi standard dla całej polskiej branży country. Podobnie rzecz ma się z umiejętnością zmyślnego promowania kapeli w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Czy te wszystkie aktywności to Twoje inicjatywy i dzieła? W jakim stopniu przekładają się one na Waszą popularność i powodzenie?

WD: Nie wszystko to moje pomysły. Owszem duża część wychodzi z mojej inicjatywy, ale przy tworzeniu pracuje oczywiście kilka osób. Nie jestem w stanie sam nagrać teledysku, bo chociażby ktoś musi obsługiwać kamerę. Przede wszystkim korzystamy z portali społecznościowych, które dają ogromne możliwości promocyjne. Trzeba tylko to umiejętnie wykorzystać. My to robimy i wcale się tego nie wstydzimy! Wręcz przeciwnie – sądzę, że gdyby każdy w takim samym stopniu starał się wykorzystywać dostępne narzędzia do promocji, w jakim często wykorzystuje do tzw. "hejtu” (i narzekania, że ktoś promuje – zamiast samemu promować), to byłoby o wiele przyjemniej! Polecam.

WSW: W finalnych nominacjach do „Dyliżansów” pojawiacie się aż w trzech różnych kategoriach (Artysta Roku, Piosenka Roku, Zespół Roku). Jak myślisz, czy w dniu Twoich i moich imienin – 23 kwietnia – powrócisz do Ostrołęki ze statuetką? Macie wszak już na koncie podwójny „Zespół Roku”.

WD: Nie mam pojęcia. Wszystko w rękach słuchaczy. Choć niestety nie wszystkich. Mamy grono sympatyków, którzy nie mogą głosować, ale liczymy, że ci którzy mogą, wybiorą to co im się podoba. Niekoniecznie nas. Choć jak wybiorą coś naszego, to będzie miło.

WSW: Tytuł nowej płyty sugeruje, że fani takich sentymentalnych utworów jak „Ojciec” czy „Berek” nie będą zawiedzeni. W jakim stopniu „Był Czas” stanowi kontynuację artystycznego kierunku obranego na „Ja Tu Zostaję” (2014 r.)?

WD: Tytuł wziął się stąd, że to jedna z popularniejszych piosenek z drugiej płyty. Na pierwszej znalazło się sporo piosenek, które napisane były dawno temu. Tylko przeleżały w szufladzie wiele lat, bo ja zajmowałem się promowaniem innych artystów countrowych. Więc te utwory pochodzą często z czasów kiedy ja miałem dużo mniej lat. „Berek” powstał specjalnie na pierwszy krążek, „Ja tu zostaję” też. Ale sporo jest tam moich starych piosenek. Na płycie „Był czas” jest nieco większa świadomość życia, przeżyć, doświadczeń. Bo, niestety, czas nie stoi w miejscu. Więc, być może, więcej jest świadomych retrospekcji. Ale też staram się patrzeć, nie tylko za siebie, ale również na to co się dzieje obecnie. Często z przymrużeniem oka, ale też refleksyjnie. Myślę, że płyta może się spodobać. Mam przynajmniej taką nadzieję!

WSW: Przy projekcie „Był Czas” nawiązaliście współpracę z młodym artystą hip-hopowym. Czy to pierwsza polska odpowiedź na amerykański hick-hop/country rap? Jak, Twoim zdaniem, taka gatunkowa fuzja sprawdziłaby się w naszym kraju?

WD: Myślę, że dla otwartych ludzi muzyczne małżeństwa międzygatunkowe są atrakcyjną ciekawostką i sprawdzają się świetnie. Nie jest to specjalnie odkrywcze w ogóle w muzyce country, ale w Polsce artyści jeszcze ostrożnie do tego podchodzą, a szczególnie ortodoksyjni countrowcy (zarówno wykonawcy jak i słuchacze). Nie boimy się tego i bardzo dobrze się przy tym bawimy. O ile dobrze pamiętam, to na płycie zespołu John Kentucky Band można znaleźć taki eksperyment, a po za tym, chyba nigdzie więcej. To jednak z naszej strony pomysł wykorzystany, póki co, dwukrotnie w koncertowych graniach. Poprosiłem młodego chłopaka z mojego osiedla, Tomka Dubaja, żeby napisał coś w swoim stylu do piosenki „Take Me Home, Country Roads”. Tomek napisał trochę fajnego tekstu hip-hopowego i wyszło coś co trafia do młodych, a przy okazji przemycamy im trochę muzyki country. Taki „chwyt marketingowy”. Nie wiem czy będziemy to nagrywać, ale na koncercie promocyjnym płyty „Był czas” publiczność była bardzo zadowolona.

WSW: „Nie wiem jakim cudem to się stało, ale wielu Polakom wmówiono kompletnie skrzywiony obraz muzyki country” – tak mówiłeś przy okazji obchodów pierwszego Polskiego Dnia Muzyki Country. Czy mógłbyś rozwinąć myśl i powiedzieć, jaki, Twoim zdaniem, ten obraz muzyki country wśród rodaków funkcjonuje i co może być tego przyczyną?

WD: Tak powiedziałem? Nie do końca o to chodzi, że jest skrzywiony. Jest raczej anachroniczny. Moim skromnym zdaniem znajomość muzyki country przez Polaków zatrzymała się na Dolly Parton, Nelsonie, Cashu, czy Kenny Rogersie. Przeciętny słuchacz nie wie kompletnie, że muzyka country przeszła totalną ewolucję. Czy się to komuś podoba, czy nie, muzykę country gra się już zupełnie inaczej. Oczywiście, nie twierdzę, że wymienieni wyżej artyści nie są do słuchania, ale żeby pozyskać słuchacza - szczególnie współczesnego, młodego słuchacza - to nie można „wciskać” mu, że Kenny Rogers Wielkim Countrowcem Był i Basta! Owszem był, ale jest dla współczesnych młodych ludzi NIEATRAKCYJNY! Tak, jak wielu innych. I nie ma się co oburzać i obrażać, że dla nich Johnny Cash to „wiocha”, tylko trzeba im pokazać inne oblicze muzyki country. Jeśli ktoś się uprze i nie chce dostrzegać tego, że przy tradycyjnej muzyce country z lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych młodzież się najzwyczajniej nudzi, to niech dalej tkwi w swoim świecie. Ja jednak uważam, że klasykę trzeba zostawić już wyedukowanemu słuchaczowi, a zdobywać kolejnych, pokazując coś co się współcześnie gra. Takie moje zdanie. Wystarczy przeczytać artykuł jednego z dziennikarzy Tygodnika Ostrołęckiego, wielkiego sceptyka jeśli o muzykę country, żeby przekonać się ile jest racji w tym co mówię.

WSW: Droga Na Ostrołękę w tym roku wystąpi na VII edycji festiwalu „Czyste Country” w Wolsztynie. Będzie to pierwszy Wasz występ na tamtejszej scenie. Czy planujecie w związku z tym jakieś wyjątkowe wykonania? Dlaczego tak rozchwytywana ekipa nie zawitała tam wcześniej?

WD: Dlaczego dopiero teraz to nie do mnie pytanie. Pewnie organizatorzy mieli swoją koncepcję Festiwalu, do której my nie pasowaliśmy. Myślę, że to nie do nas pytanie. Natomiast na Festiwalu w Wolsztynie zamierzamy promować naszą płytę „Był czas” i jeśli tylko dostaniemy wystarczająco dobry czas na scenie (chodzi o porę występu), to na pewno damy fajne show! Zapraszamy!

WSW: Korneliusz Pacuda na koncercie premierowym „Był Czas” zapowiedział Was jako: Wojciech Dudkowski i Droga Na Ostrołękę. W tym roku wypuściłeś też do sieci solowy utwór – cover piosenki Johnny’ego Casha. Nawet adres internetowy zespołu jest tożsamy z Twoim imieniem i nazwiskiem. Czy myślałeś kiedyś o solowej, np. równoległej do zespołowej, ścieżce kariery?

WD: Adres strony pozostał jeszcze z czasów, kiedy sam próbowałem coś zrobić ze swoją muzyką. Pracujemy obecnie, żeby domena brzmiała również www.droganaostroleke.pl Myślę, że to kwestia niedalekiej przyszłości. Sądzę, że to będzie z korzyścią również dla zespołu. Nawet gdybym miał grać pod szyldem „Wojciech Dudkowski”, to i tak przecież potrzebuję zespołu. Na razie nie planuję iść inna drogą, niż chłopaki z zespołu. Póki co, jest nam razem po drodze! Chociaż oczywiście jeśli jest takie zapotrzebowanie, to gram solowo. Nie ma z tym problemu. Może kiedyś nagram jakąś solową, akustyczną płytę.

WSW: Jaki koncert, spośród wszystkich, które daliście od początku istnienia, szczególnie zapadł Ci w pamięć i dlaczego?

WD: Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo tych koncertów było tak wiele i emocji tak dużo, że trudno coś wybrać. Każdy niesie za sobą jakiś ładunek emocji. Wiem natomiast jakiego koncertu nie powinno być. Z perspektywy czasu uważam, że nie powinniśmy byli występować na scenie głównej w Mrągowie chyba w 2011 roku. Nie jestem pewien roku, ale to było na początku działalności zespołu. No trochę za wcześnie było dla nas. Nie był to dobry pomysł. Teraz uważam, że jesteśmy już we właściwym miejscu i spokojnie jesteśmy gotowi na duże sceny.

WSW: Na Twojej stronie internetowej można znaleźć cytat z piosenki Tomasza Szweda. W utworze „Zocha” również nawiązujesz do „pierogów” opiewanych przez wspomnianego barda. Czy autor „Siedzę na ganku” jest dla Ciebie szczególną inspiracją? Kogo mógłbyś nazwać swoim artystycznym wzorem?

WD: Nie ukrywam, że jeśli chodzi o muzykę country, to wychowałem się na wielu polskich wykonawcach. Na klasyce country. Szczególnym sentymentem darzę Tomasza Szweda. To z pewnością wzór jeśli chodzi o sposób opisywania rzeczywistości. Pisze świetne teksty. Sam bym chciał takie pisać! A inspiracji mam wiele! Naprawdę dużo! Przez dwanaście lat pracy w radiu na stanowisku prezentera miałem okazję poznawać muzykę z różnych stron. Trudno byłoby mi wymienić wszystkich wykonawców, których lubię, cenię i którzy potrafią mnie zainspirować. Przede wszystkim jednak, inspiruje mnie życie.

WSW: Jako zespół osiągnęliście już bardzo dużo w świecie stricte country i nie tylko. Czy to, co się dzieje wokół Ciebie, nazwałbyś szumnym słowem "kariera"? W jakim kierunku zmierzacie, jak wygląda cel, który chciałbyś osiągnąć, choćby w marzeniach, na artystycznym polu?

WD: Kariera? Hahaha! Nie no, nie przesadzajmy. Gramy muzykę, tworzymy dla siebie i dla ludzi. Cieszymy się tym, ludzie mam nadzieję też. I o to w tym chodzi. Nie traktujemy tego jako KARIERY. Nasze cele? Są takie same jak dotychczas – gramy, chcemy grać, tworzyć, koncertować i cieszyć się wspólnym muzykowaniem. Ot, tylko tyle i aż tyle.

WSW: Chciałbym poprosić Cię o pozostawienie krótkiego przesłania dla czytelników - w tym fanów Drogi Na Ostrołękę.

WD: Słuchajcie muzyki i słuchajcie swoich serc, a nie tego co mówią lub piszą wam inni. Nikt za was nie przeżyje, nikt za was się nie wzruszy, nikt się nie roześmieje za was. Jeśli coś Wam się podoba, lubicie tego słuchać, to nie dajcie sobie wmówić, że to nie jest fajne! Sami decydujcie o tym, co Wam się podoba i czego będziecie słuchać! Chcecie ubierać się w kowbojskie kapelusze i kurtki z frędzlami – to róbcie to i się tym bawcie. Jak chcecie nosić kowbojki i sprawia wam to frajdę – to je noście, niezależnie od tego co o Was powiedzą lub napiszą. A jak dobrze czujecie się w trampkach i czapeczce, to nikt nie może Wam powiedzieć, że nie możecie kochać muzyki country i że nie jesteście countrowcami! Miejcie trochę dystansu, luzu i czerpcie przyjemność z tej muzyki w każdej jej postaci. To naprawdę proste, a daje tyle radości! Pozdrawiam!

***

Treść witryny podlega ochronie prawnej zgodnie z przepisami Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 1994r. Nr 24, poz. 83, z późn. zm.). Kopiowanie treści bez pisemnej zgody autora stanowi naruszenie majątkowych praw autorskich oraz podstawę odpowiedzialności karnej przewidzianej przepisami art. 116 § 1-4 ww. ustawy.

bottom of page