WYWIAD - Bimber, a nie moonshine - rozmowa z zespołem Johnny Trzy Palce
Grają countrowo, choć otacza ich punkowa aura. Do tej pory szerzej nieznani w środowisku country music, lada moment wystąpią w Twinpigs w Żorach – jeszcze w okolicznym saloonie, ale może niebawem na scenie głównej. Ich teksty zawierają więcej piperyny niż waniliny, a swoją muzyką pokazują twardogłowym purystom środkowy palec, a w zasadzie to trzy – bo zespół nazywa się Johnny Trzy Palce. Rozmawiam z muzykami o pijackim country, finansowaniu społecznościowym i ich spojrzeniu na polski country światek.
Wojciech Sobczak-Wojeński: Była kiedyś reklama o Johnnym 21 palców, a u Was Johnny ma tylko palców trzy. Na czym zasadza się ten kreatywny koncept?
Michał Moskal: Tak naprawdę za naszą nazwą nie kryje się żadna ciekawa historia. Trzy Palce, to przydomek, na który natknąłem się kiedyś w jakiejś książce i na tyle mi się spodobał, że postanowiłem tak nazwać zespół. I ta nazwa chyba idealnie do nas pasuje. Nie mamy doświadczenia w graniu country, nie mamy warsztatu, nie uczymy się typowych kantrowych licków, schematów, nie rozbijamy standardów na czynniki pierwsze. Po prostu lubimy tę muzykę i staramy się tworzyć piosenki w takim właśnie stylu. Wyszło trochę po naszemu, takie "udawane” country, grane trzema palcami.
WSW: Aby wydać debiutancką płytę posłużyliście się platformą crowdfundingową. Jakie są Wasze generalne spostrzeżenia po zbiórce? Czy jest to realna szansa dla młodych zespołów, aby iść do przodu? Czym warto się posłużyć, o czym pamiętać, aby te środki na wydanie płyty pozyskać?
MM: To świetne rozwiązanie i wielka szansa. Byliśmy zdumieni, że tak wiele osób nas wsparło i że dzięki nim mogliśmy zrealizować nasz, zdawałoby się, mało realistyczny plan. Oczywiście nie należy opierać się wyłącznie na finansowaniu społecznościowym. Mieliśmy zebrane własne środki, mieliśmy środki od sponsorów, a akcja na polakpotrafi.pl dopełniła całości i dała nam możliwość zrealizowania wszystkiego, co sobie wymarzyliśmy w ramach płyty "Wszystko Będzie Dobrze". Efektem jest to, że wyprodukowaliśmy koszulki i naszywki, a sam krążek wydaliśmy w bardzo atrakcyjnej formie: foliowanego digipacku z książeczką zawierającą wszystkie teksty. Zebrane środki dały nam również możliwość sprzedawania płyty za symboliczną kwotę, właściwie po kosztach produkcji. Płytę można kopiować, rozpowszechniać i to dla nas wielkie szczęście, że ludzie się nią dzielą.
WSW: Czy w Polsce opłaca się wypuszczać do Internetu płytę za darmo? Jaka idea stoi za takim działaniem? Czy dystrybuujecie też fizyczne kopie?
Michał Kumięga: Generalnie na płytach w Polsce raczej się nie zarabia grubych kokosów jeśli nie jest się gwiazdą. Wypuszczenie płyty za darmo do sieci nie jest niczym złym, a wręcz przeciwnie, to świetna reklama. Dzięki takiej reklamie docieramy do większej liczby osób. Chcemy, żeby nasza muzyka szła w eter i cieszy nas to, że zdobywamy nowych fanów. Najfajniejsze jest to, że na nasze koncerty przychodzą często osoby, które trafiły na nas całkiem przypadkiem i bardzo podoba mi się nasza twórczość. To cieszy!
MM: Od siebie dodam tylko, że płytę sprzedajemy na koncertach, a za jakiś czas ruszy również sklep internetowy.
WSW: Mówicie o sobie, że gracie pieprzne, pijackie country. Skąd pomysł na taki sub-genre i jak byście go scharakteryzowali? Czy widzicie w ramach tej stylistyki jeszcze pole do twórczego zaorania? Czy ktoś był dla Was szczególną artystyczną inspiracją, gdy kształtował się finalny obraz Johnny’ego?
MM: Być może na polskim rynku jest to jakiegoś rodzaju nowinka, ale tak naprawdę nie odkryliśmy żadnej Ameryki. W Stanach Zjednoczonych pijackie country ma bogatą tradycję i nie jest niczym niezwykłym. My po prostu staramy się robić to po swojemu i myślę, że jeszcze wiele można z tej stylistyki wycisnąć. Swoją miłość do tego typu country zawdzięczam zespołowi Angry Johnny And The Killbillies. To ten zespół zainspirował mnie do dalszych poszukiwań i dzięki niemu dotarłem do wielu świetnych kapel, m.in.: The Pine Box Boys, American Graveyard, O'Death, czy Graveyard Train.
WSW: Czy muzyka country w Polsce miałaby szansę być muzyką młodych ludzi? Jak myślicie, dlaczego takie brzmienia „mają pod górkę”? Co można by zmienić w tym obszarze?
MM: Muzyka country jest przede wszystkim bardzo silnie osadzona kulturowo i związana z miejscem narodzin. My nie mieliśmy Dzikiego Zachodu, mamy za to własny folklor, własną muzykę ludową. Poza tym, każdy muzyczny produkt z importu musi zostać w jakiś sposób przystosowany do lokalnej rzeczywistości. I tak polscy hip-hopowcy nie rapują o niewolnictwie, czy porachunkach gangsterskich, a o własnych problemach, własnych blokowiskach. I robią to w języku polskim. Trudno wyobrazić sobie Polaka, który zrobiłby karierę rapując po angielsku, dla polskiej widowni. Mam z kolei wrażenie, że polskie country, to w większości po prostu bezrefleksyjne przeniesienie amerykańskiej muzyki na nasz grunt. Często jest to śpiewanie po angielsku, np. o życiu na autostradzie. A to w naszych warunkach nie brzmi szczerze. Jest to też muzyka spokojna, grzeczna, a w Stanach przecież niegrzeczne country nie jest niczym niezwykłym. Już nawet Johnny Cash śpiewał o kokainie i morderstwach. Wydaje mi się, że muzyce country w Polsce brakuje właśnie tego szaleństwa, szczerości i bezpośredniości, a także ocierania się o nasze własne, polskie problemy. Bo u nas przecież pije się bimber, a nie moonshine.
WSW: Co Was śmieszy, wkurza i najbardziej inspiruje w muzyce country?
Bartek Łysionek: Mnie osobiście śmieszy oldschoolowe, takie prawdziwie wieśniackie country, od którego się to wszystko zaczynało. Wkurza mnie hermetyczność polskiego nurtu country. Inspiruje... Myślę, że najbardziej różnorodność i przede wszystkim to, że w tej muzyce przewija się naprawdę wiele wartości, czasem bardzo różniących się między sobą. Zdarzają się w formach żartobliwych, prześmiewczych, ale także w poważnych, depresyjnych czy bardziej buntowniczych. Czyli krótko mówiąc: duży potencjał brzmienia i przekazu.
WSW: "Z daleka” wyglądacie jak kapela, która robi sobie z country jaja. Czy sami określilibyście się jako pastisz muzyki country, czy też nie powinno się Waszej twórczości w taki sposób interpretować?
MM: Oczywiście staramy bawić się gatunkiem, często się z nim przekomarzamy, żartujemy. Lubimy niezwykłe historie i wbrew pozorom często opieramy nasze piosenki o prawdziwe wydarzenia. Nie można jednak powiedzieć, że robimy sobie z country jaja. Naszą muzykę, jak i gatunek, traktujemy całkiem serio. Humor jest dla nas narzędziem wyrazu, a także tarczą obronną. Podejmujemy czasem bardzo trudne tematy i podajemy je w lekkiej formie nie po to, żeby je bagatelizować, ale oswajać.
WSW: Wasza muzyka brzmi na tyle rasowo, że z pewnością nasłuchaliście się porządnie "good ol’ country music”. Kogo wymienilibyście jako inspiracje, a może idoli?
MM: U mnie wszystko zaczęło się od Johnny'ego Casha, później natrafiłem na współczesnych, jeszcze bardziej niegrzecznych muzyków, takich jak: Angry Johnny And The Killbillies, The Pine Box Boys, czy Hank III.
BŁ: Dla mnie największymi autorytetami są: Slim Cessna's Auto Club, 16 Horsepower, The Dad Horse Experience no i oczywiście Munly & the Lupercalians
WSW: W „Johnnym Trzy Palce” wyraźnie wyczuwa się punkową swadę. Jakie są Wasze związki z „anarchistyczną” muzyką? Czy cow-punk miałby szansę spodobać się polskim fanom ostrzejszych brzmień, a może country cieszy się wśród nich popularnością? Jeśli tak, to dlaczego?
MM: Przygodę z muzyką wszyscy zaczynaliśmy od cięższych brzmień, jednak z punkiem chyba żaden z nas nie miał jakoś szczególnie po drodze. Wcale nie dziwią mnie natomiast takie porównania, bo faktycznie jak się zagra trochę szybciej i mocniej, doda do tego pieprzny tekst, to zawsze wyjdzie to trochę punkowo. A cowpunk? Czemu nie! Skoro jest country rap, czy bloodgrass, to na pewno i dla takiej formy znalazłoby się miejsce.
WSW: Za parę dni będzie Was można usłyszeć w Saloonie na terenie miasteczka Twinpigs w Żorach. Słuchacze będą zaraz po koncercie Mistrza-Lonstara. Uda Wam się przeskoczyć tę poprzeczkę? Czego możemy się spodziewać po Was w wersji „live”?
MM: Pan Lonstar już raz nas supportował i wszystko było dobrze, więc myślę że i tym razem damy radę. Oczywiście żartuję, ale faktycznie często zdarza się, że organizatorzy ze względu na treść naszych piosenek życzą sobie, byśmy zagrali na samym końcu, już po gwieździe wieczoru, tak „na dobicie”. Godzina koncertu nie ma dla nas znaczenia, tak samo trudno mówić o jakimś przeskakiwaniu poprzeczek. Staramy się zagrać jak najlepszy koncert, bawimy się na scenie. To jest dla nas najważniejsze i chyba tej dobrej zabawy należy się spodziewać po Johnnym na żywo.
WSW: Jak myślicie, który z Polskich artystów country mógłby z Wami zaśpiewać pieprzną pod względem tekstowym piosenkę lub z którym byście chcieli?
BŁ: Krysia Mazur, bez dwóch zdań.
MM: Polskich typów nie mam, ale marzę, by nagrać kiedyś kawałek z The Dad Horse Experience.
WSW: Jakie są Wasze plany na przyszłość? Co chcielibyście osiągnąć – i w jakim obszarze/środowisku – zakładając najbardziej pomyślny scenariusz?
MK: Planujemy grać jak najwięcej koncertów i dzielić scenę z różnymi kapelami. Ciężko jest określić dla jakiego środowiska chcielibyśmy głównie występować. Myślę, że nie ma takiego jednego idealnego, a zróżnicowanie odbiorców i ich różne reakcje na naszą muzykę są nieraz bardzo inspirujące. Nie staramy się dzielić naszych słuchaczy na żadne grupy. Wystarczy, że podoba im się nasza twórczość, to wszystko. Odnośnie przyszłych planów, hmm, w każdym z nas jest dużo rock’n’rolla i marzeń o prowadzeniu życia muzyka, ale rzeczywistość jest troszkę inna. Każdy z nas ma własne codzienne zajęcia, ale liczy się to co nas łączy: spotykamy się na próbach, gramy koncerty i czerpiemy z tego niesamowitą przyjemność i to jest najważniejsze. Chcielibyśmy, żeby nic się w tym temacie nie zmieniło, no chyba że na lepsze!
WSW: Chciałbym poprosić Was o końcowe (na chwilę obecną) przesłanie do: słuchaczy, promotorów, organizatorów koncertów etc.
MK: Uwielbiamy pokazywać się w nowych miejscach i grać dla nowych ludzi. Czujemy się najlepiej, gdy możemy swobodnie przelewać nasze piosenki na rozbawioną publikę. Jesteśmy otwarci na wszystkie propozycje i dlatego zapraszamy do kontaktu. Wszelkie zapytania koncertowe i nie tylko prosimy kierować na naszego maila johnnytrzypalce@gmail.com. Oczywiście zachęcamy do słuchania nas na YouTube, śledzenia na Facebooku oraz do zakupu naszej płytki, którą sprzedajemy za symboliczna dychę. Do zobaczenia na koncertach!
***