top of page

RECENZJA - John Scofield - "Country For Old Men" (2016)


(Opublikowano w JazzPRESS/grudzień 2016)

Całkiem niedawno, bo w maju tego roku, na łamach magazynu JazzPRESS lapidarnie wypowiedziałem się na temat związków między jazzem a country. W Stanach Zjednoczonych tego typu zestawienie muzycznych gatunków nie wzbudziłoby, jak sądzę, większego poruszenia. W Polsce może wywołać lekką konsternację, gdyż country, ujmując to eufemistycznie, nie cieszy się szczególnie dobrym PR-em. Tymczasem, baczny, wolny od uprzedzeń słuchacz, z łatwością zauważy, przeczesując gąszcz nagrań, że country i jazz nie raz przenikają się, a i nie są pozbawione punktów wspólnych. To zaś spowoduje, iż będzie on w stanie skonstatować, że country nie jest w całej swej rozciągłości takie straszne, jak je niektórzy malują. Gdyby ktoś był nadal nieprzekonany, polecam mu najnowszą płytę Johna Scofielda, w całości poświęconej country music.

Intergatunkowy John Scofield nigdy nie uciekał od uzewnętrzniania swojej amerykańskości. Wpływy bluesa, soulu, country były słyszalne w jego projektach praktycznie od zawsze. Na najnowszym krążku postanowił ewidentnie powrócić do źródeł – do muzyki, która otaczała od dziecka większość amerykańskich jazzmanów (i muzyków w ogóle) – czyli wszechobecnej za Wielką Wodą muzyki country. Jak mówi sam artysta o jednym z utworów ("Wildwood Flower"), które zawierają się na Country For Old Men – "to jedna z pierwszych rzeczy, które uczysz się grać na gitarze". Sięgamy więc do utworów starszych (znów eufemizm do "XIX-wiecznych"), stanowiących pole do pierwszych muzycznych eksploracji młodego muzyka, ale również utworów późniejszych – dziś już również sztandarowych – dla muzyki country, a czasem i muzyki rozrywkowej sensu largo.

Jak łatwo się domyślić Scofieldowi i jego wieloletnim genialnym partnerom (Steve Swallow na basie, Bill Stewart na perkusji i Larry Goldings na fortepianie i organach) nie chodzi o ścisłe odwzorowanie estetyki oryginałów, a opowiedzenie tych nieskomplikowanych (przynajmniej muzycznie) piosenek kwiecistym językiem szeroko pojmowanego jazzu. "Opowiedzenie” jest tutaj słowem-kluczem, gdyż należy pamiętać, iż w country istotną rzeczy pozostaje właśnie opowieść – narracja tekstowa. Mimo że tego arcyważnego pierwiastka na tegorocznej płycie nie znajdujemy, można przyznać, że covery Scofielda nie są bezrefleksyjną dekonstrukcją, czy zabawą "na temat”. Z wykonań czuć znawstwo w temacie muzyki country, jak również zachowane są pierwiastki emocjonalne oryginałów. Jak przyznaje sam lider, przykłada wagę do tekstów interpretowanych przezeń piosenek. Zapewne po to, aby wykonywany utwór – jakkolwiek przeistoczony względem oryginału pod względem formalnym – pozostawał tą samą kompozycją – z całym katalogiem znaczeń.

Od pierwszych dźwięków albumu słychać, że owym jądrem projektu jest nic innego, jak właśnie country. Piękną prostotą tchnie "Mr Fool" George’a Jonesa – zagrane bez zbędnej ekstrawagancji, z czystym brzmieniem gitary Scofielda i jazzowo-gospelowymi klawiszami. Myślę, że utwór ten może się co poniektórym skojarzyć z repertuarem Nory Jones, wszak ona od country także nie ucieka.

Z kultowego "I’m So Lonely I Could Cry" Hanka Williamsa uczyniono dłuższy jam na jednym akordzie. Jak mawia stare porzekadło – country to "trzy akordy i prawda”. Tutaj, jak czytamy w książeczce płyty, postanowiono stworzyć kompozycję składającą się z "jednego akordu i prawdy". Przyznać należy, że pośród intensywnego jazzowego improwizowania i nad wyraz liberalnego podejścia do materii oryginału znajduje się miejsce na temat zagrany iście po bożemu, co wypada docenić. Ta zasada dotyczy całości zawartych na Country For Old Men utworów, co ogromnie mi się podoba i sprawia, że album jawi się jako wyjątkowo osobisty i szczery.

Post-bopowym pazurem gitarzysta dobiera się też do wspomnianego "Wildwood Flower" oraz kultowego numeru Dolly Parton – "Jolene". Ten country-hit, przy całej swej dramaturgii, znakomicie prezentuje się w coltrane’owskim anturażu i stanowi niechybnie flagowy utwór całego wydawnictwa. Nie stroniący od bluesa John Scofield i tym razem nie zarzucił ukochanego gatunku, który pobrzmiewa w "Bartender’s Blues" (bardzo wierny klimat względem oryginału, tak jak zresztą we wspomnianym wyżej "Mr Fool") i "Wayfaring Stranger" – folkowej kompozycji z początku XIX wieku, wykonywanej na przestrzeni lat przez szerokie grono artystów – od Johnny’ego Casha (którego utworów, o dziwo, nie ma na omawianej płycie) i Glena Campbella po Jacka White’a i Eda Sheerana. Na nagraniu nie brakuje też, na szczęście, amerykańskiego luzu i humoru, gdyż nie w sposób się nie uśmiechnąć, gdy słyszy się quasi-honky-tonkowy wstęp do "Mama Tried" (utwór z repertuaru zmarłego w tym roku legendarnego Merlego Haggarda), który szybko ustępuje przyjemnemu bebopowi. Wybornie wypada też temat "Red River Valley" brzmiący jakby zespół Johna Scofielda zamienił się na moment w Johnny And The Hurricanes grający szalony "Red River Rock". To jest dopiero dystans do samego siebie! A przy okazji jaka nostalgia…

Na zakończenie otrzymujemy cover piosenki (moim zdaniem bardziej popowej, niż country) Shanii Twain pt. "You’re Still The One" i piękną symboliczną perełkę – "I’m An Old Cowhand", wykonaną przez lidera na ukulele. Całość stylizowana jest na stare nagranie (trzask winylowej płyty), co pozwala wyobrazić sobie początkującego Scofielda-młodzika, który zażynając country-folkowe tematy, zdobywa gitarowe szlify. Dziś, doświadczony "Old Man Sco", który połamał gitarową muzykę czymkolwiek i jak tylko się da, wraca do źródeł, gdzie miejsce na naiwną, słodką imperfekcję, ale przede wszystkim prostotę i szczerość.


Treść witryny podlega ochronie prawnej zgodnie z przepisami Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 1994r. Nr 24, poz. 83, z późn. zm.). Kopiowanie treści bez pisemnej zgody autora stanowi naruszenie majątkowych praw autorskich oraz podstawę odpowiedzialności karnej przewidzianej przepisami art. 116 § 1-4 ww. ustawy.

bottom of page