top of page

WYWIAD - Countrowy Buntownik „zawsze na dobrej drodze” – rozmowa z Pawłem Bączkowskim

30 lat muzycznej aktywności "w drodze i na drodze”, niegdyś stały punkt programu największych imprez country w Polsce, ale w dalszym ciągu zbuntowany i prężnie działający na różnych polach artysta. Sól szamotulskiej ziemi, "enfant terrible polskiego country”, którego głos można przytulić. Dwa lata temu wrócił do muzyki country materiałem muzycznym, a potem płytą "W drodze i na drodze". Następnym twórczym posunięciem, którym przypieczętuje swoje wyznanie (a na imię mu "country”), będzie przygotowywany aktualnie materiał muzyczny pt. "Na dobrej drodze”, stanowiący "100% Pure Country”. Mowa o Pawle Bączkowskim. W niniejszym, definitywnym wywiadzie pytam artystę o image, związki z muzyką country i wyjaśniam, raz na zawsze, jak to było z przebojem pt. "Jadę na Śląsk”.

Wojciech Sobczak-Wojeński: Pawle, jesteś "w drodze i na drodze” już 30 lat. Przez ten czas eksplorowałeś mnogość amerykańskich gatunków muzyki rozrywkowej. Na Twoich płytach pobrzmiewa rock and roll, gospel, soul, ale i country. Chciałbym skoncentrować się właśnie na Twojej drodze "country”. Niegdyś byłeś bywalcem największych countrowych imprez w kraju, twórcą i uczestnikiem programów radiowych i telewizyjnych o tematyce country, a dziś trudno spotkać Cię na największych wydarzeniach. Co jest tego przyczyną?

Paweł Bączkowski: Pewnie Państwo decydujący stwierdzili, że nie umiem już śpiewać [westchnięcie], może nie spodobały im się moje muzyczne eksperymenty, może jestem zbyt konkretny. Spróbowałem Presleya, spróbowałem swingu, czystego rock and rolla, przerabiałem światowe hity na country, śpiewałem gospel, bo czułem, że i w ten sposób mogę się modlić. I zaczęło się "łubu-du”. Potem patrzę i słucham, jak inni śpiewają piosenki Presleya, Louisa Armstronga, rock and rollują, robią przeróbki… Mamy nawet msze countrowe i wszystko się zgadza, i oporu brak. Kiedyś na pewnym festiwalu zaśpiewałem wielki przebój Piotra Szczepanika "Goniąc Kormorany” w mainstreamowym brzmieniu country. Publiczność ogólnopolska zareagowała bardzo żywiołowo, a pewien zniesmaczony Pan w kapeluszu donośnym głosem powiedział, że musi odejść, bo puści pawia i organizator będzie musiał mu zapłacić za uszczerbek na zdrowiu. I po co to?

Wiesz, ja jestem wokalistą zawodowym, uczyłem się śpiewu klasycznego, skończyłem Studium Wokalne - wszystkiego razem 5 lat - i cały czas doskonalę swój warsztat. Ale nie puszę się i nigdy nie odważyłem się skrytykować kogokolwiek za cokolwiek, nawet jak nieczysto śpiewa albo ściska gardło. Bywam czasem jurorem na konkursach i wtedy muszę być szczery. Z takich akcji pod sceną nic dobrego nie wynika. Potem wiesz, "jedna baba drugiej babie" przy flaszce do rana i zaczyna się "kocioł”. Osiągnąłem pewien spokój ducha i za bardzo nie drążę tematu, bo nie jest mi to potrzebne. Nie chcą mnie tu i tu, ale chcą mnie tam i ówdzie. Dzięki Bogu w dalszym ciągu żyję muzyką, a ludzie muzyki mówią, że jestem w tzw. formie, wspaniale mnie przyjmują i to jest dla mnie najważniejsze.

Masz rację, kiedyś było mnie pełno na scenach country, w programach radiowych i telewizyjnych. Na Śląsku byłem współprowadzącym programu TV Country Bar i nikogo nie pominąłem, każdy miał swoje pół godziny. Kiedyś grałem 150 koncertów rocznie, a jak nie mogłem "przerobić", to promowałem innych i oddawałem koncerty tak zwanym "przyjaciołom". Tak się później okazało, bo potem jakoś nie zapraszano mnie do tych miejsc. Nie rozpamiętuję tych sytuacji i nie rozszarpują mnie one już wewnętrznie. Nad moim stanem ducha i myśli czuwa moja żona, która uczy mnie innego myślenia. Najważniejsza jest teraźniejszość. Mam swoją pracę, którą kocham, czyli muzykę, rodzinę ponad wszystko i myślę, że Boga w sercu. Czy oprócz pragnienia bycia zdrowym trzeba czegoś więcej?

WSW: "Enfant terrible polskiego country”, "Country Rebel” – takich określeń wobec własnej osoby używasz, choćby w komunikacji na portalu Facebook. Przyznam, iż kłócą się one nieco z wizerunkiem łagodnego, zamyślonego, sentymentalnego wokalisty, który pragnie "przytulać głosem”. Skąd wynikają te, cokolwiek buntownicze, epitety? Czy sam pragniesz być tak postrzegany, czy wynika to z chęci przełamania owego łagodnego wizerunku? A może ktoś ukuł właśnie takie określenia na Twoją osobę?

PB: W człowieku drzemią różne żywioły. Czasem drzemią, innym razem się budzą. Ja jestem albo zimny albo gorący. Nie umiem być letni i byle jaki, przytakujący każdemu. Taki jestem w muzyce, życiu i miłości. To przywilej bycia sobą w każdej sytuacji, nawet za cenę strat wszelakich. A to określenie "enfant terrible" ukuła dawno temu pewna dama i wcale nie miała na myśli nic dobrego.

WSW: Wśród fanów country w Polsce krążą różne głosy dotyczące Twoich piosenek "Jadę na Śląsk” oraz "Przytul mój głos” (wersja z 1997 roku). Bardzo proszę Cię o deklaratywne oświadczenie – jak wygląda w obu tych przypadkach kwestia autorstwa tekstów i muzyki.

PB: Widzę, że od 18 lat ten temat jest nadal dyskutowany i nie daje spać. "Jadę na Śląsk” był napisany do pewnego amerykańskiego przeboju. Było mi szkoda tego tekstu, więc dołożyłem więcej niż dwa akordy, zmieniłem linię melodyczną - czyli kilka nut więcej, poszedłem do ZAiKS, aby to sprawdzono. Wszystko było OK. Tak samo było z tą drugą piosenką. W ten sposób można rozłożyć kilka wielkich przebojów polskiego country i okazałyby się niespodziankami. Piosenkę komponujemy mając do dyspozycji tylko osiem dzięków w każdej gamie.

Wiesz, jak sobie gadają między sobą kompozytorzy piosenek? Przychodzi kompozytor do drugiego i mówi smutnym głosem:

– Napisałem nową piosenkę.

Drugi do niego:

- To się ciesz!

A tamten pierwszy mówi:

- Jest tylko jeden problem.

- Jaki? - pyta drugi.

- To jest „What a Wonderful World”, a to już ktoś napisał!

Do czego zmierzam? Piszemy melodię, podniecamy się, że mamy hit, a przychodzi ktoś z boku i mówi "Przecież to jest podobne do..." i tutaj podaje tytuł... I po sprawie! Ale w przypadku "Przytul mój głos" trzeba nie mieć słuchu, żeby nie słyszeć różnicy w melodii. No, ale cóż… Chcesz uderzyć psa, to zawsze kij znajdziesz. Na mojej ostatniej płycie ("W drodze i na drodze”) mamy "Przytul mój głos" z kompletnie inną melodią, więc myślę, że niektórzy osiągną stan spokoju ducha i temat się skończy. Mam nadzieję…

WSW: Obecną popularność country w Polsce trudno przyrównać do lat jego świetności (80. i 90.). Co, według Ciebie, mogłoby spowodować, by country stało się nie tyle co bardziej popularne, ale postrzegane za wartościowy element polskiego pejzażu kulturowego?

PB: Mam na to swój sposób i wykorzystuję to raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem. Na przyszłość mam pewien pomysł, ale nie zdradzę, bo konkurencja nie śpi. Zobaczymy, może mi się uda. Poza tym country potrzebuje promocji - dużej promocji. Country zniknęło z głównych mediów, bo chyba nie ma, komu się tym zająć tak na 100%. A przecież pamiętamy, były lata 90., szczyt popularności, ludzie lubili tę muzykę, była ona obecna. Teraz też by ją lubili, tylko jej nie ma. Oprócz nas nikt w nią nie wierzy. Chodzi o to, żeby znaleźć kogoś tam na "górze medialnej”, co uwierzyłby w nią tak samo jak my i sprawa byłaby załatwiona. Także powiem Ci, że jak nagram ten kolejny materiał, to odkopię wszelkie swoje kontakty i będę pukał z tą płytą do wszystkich drzwi i albo się uda znowu country wynieść na top albo polegnę. Ale do tego potrzebne jest skonsolidowane środowisko. Poza tym potrzebny jest silny lider, asertywny, przebojowy, dobry marketingowiec, który przekona „górę medialną” do muzyki country. Muszą wrócić managerowie totalnie poświęceni country, którzy potrafią zorganizować to tak, aby wypełnić amfiteatry tłumem ludzi – tak, aby artyści mogli spokojnie tworzyć, śpiewać, grać COUNTRY i nie mieć dylematów takich jak: "wesele, disco polo czy country?”. Dobrym tego przykładem jest tegoroczny Festiwal Country w Wiśle.

WSW: Pozostańmy na chwilę przy haśle "disco polo”. Na portalu Facebook piszesz tak: "Moje country to country dla wszystkich. Nawet dla miłośników Disco Polo i miłośników weselnych brzmień”. Raz po raz słyszy się głosy, że country ma wiele wspólnego z disco polo i biesiadą. Osobiście nie zgadzam się z tą tezą i sprzeciwiam się jakiemukolwiek brukaniu country poprzez próby podciągania go do quasi-remizowej muzyki. Rozumiem natomiast, że niektórzy artyści country, w obliczu zmieniającej się sytuacji ekonomicznej, podjęli nieraz niekorzystne dla nich decyzje artystyczne, polegające na zwrocie ku mało ambitnej, tandetnej muzyce. Jak powinno się traktować Twoją wypowiedź w tej sprawie oraz jakie jest Twoje nastawienie do disco polo i biesiady?

PB: Po pierwsze, nigdy nikogo nie krytykowałem za to, co gra, co nagrywa i z czego żyje. To, co robią niektórzy artyści country, to jest ich osobista sprawa i ja w tym temacie się nie wypowiadałem, nie wypowiadam i wypowiadać się nie będę. Porównanie country z disco polo jest niefortunne w 100%. Country z disco polo nie ma nic wspólnego. Kto tak twierdzi jest dyletantem. Myślę, że nie muszę tłumaczyć dlaczego. A sytuacja ekonomiczna to jest zupełnie coś innego. Jeśli ktoś nie przeżył sytuacji, kiedy nie ma, co do gara włożyć, ubrać dzieci i spłacić kredyty, to nie zrozumie tych decyzji. W zawodzie muzyka i artysty są różne momenty. I ja miałem takie chwile. Kiedy byłem sam, to nie było takie trudne. W końcu można przeżyć na makaronie z sosem pomidorowym… W moim życiu pojawiła się rodzina, żona i dziecko i był to wtedy pod każdym względem trudny dla mnie czas. Moja bohaterska żona wymyśliła mi edukację młodego pokolenia i zacząłem uczyć grać na gitarze i śpiewu. Potem znowu przyszły koncerty i trasy koncertowe.

Od ponad 30 lat żyję muzyką i z muzyki. Wszystko, co osiągnąłem, mam dzięki muzyce. Szanuję każdego, który potrafi się z niej utrzymać i byłbym głupi, gdybym krytykował kogokolwiek za jego decyzje. Nie jest sztuką krytykować takie decyzje, jak się wszystko i na wszystko ma. Nigdy nie krytykowałem ani biesiady ani disco polo. Nie ma, co się burzyć, bo te nurty mają swoją publiczność, swój rynek i - czy ktoś chce, czy nie - są nieodłączną częścią krajobrazu muzycznego w naszej ojczyźnie. Ludzie to lubią i tłumnie przychodzą na występy, więc krytykowanie tego mija się z celem. Ludzie grający na weselach muszą "jechać z koksem" po 10 godzin i śpiewać, a potem poprawiny! Wiesz, jak wyglądają ich gardła i krtanie? Trafiają do mnie ci ludzie, abym pomógł w emisji głosu, by mogli ustrzec się w przyszłości chrypy albo, nie daj Boże, guzków śpiewaczych. Nam wypada tylko zadbać o muzykę country tak, aby miało taką widownię i taki rynek, jak ma disco polo czy biesiada - czego bardzo bym pragnął.

Moje piosenki od lat są melodyjne, chwytliwe, śpiewa się je od razu po pierwszym odsłuchaniu. Co w tym złego, że chciałbym z moimi piosenkami country trafić do szerokiego grona odbiorców, żeby stwierdził: "O! Jaka fajna piosenka!" i nie patrzył, czy jest to country czy biesiada. Wiesz, jaka jest historia płyty "Smak życia” i "Mój głos - Mój krzyk” i tej ostatniej "W drodze...”? Ano jest tak, że piosenki: "Na zawsze ty”, "Wiem, że kocham Cię”, "Rock and roll młodzieńca”, "Rady i przestrogi”, "To już inny świat”, "Dziwne spotkanie po latach”, "Naprawdę kocham”, "Od jutra zacznij inaczej” są grane na weselach, zabawach i festynach przez innych. Muzycy grający na weselach nagrywają je w studio, portale sprzedają pliki MIDI tych piosenek. Regularnie dostaję tantiemy za wykonania tych piosenek właśnie na weselach, festynach i zabawach. Moje piosenki "trafiły pod strzechy" i to jest dla mnie wielkie szczęście. "Jambalaya”, "Take Me Home, Country Roads”, "Green, Green Grass Off Home” to countrowe przeboje i uwierz mi - ile razy byłem gościem na weselach, każdy zespół potrafił to zagrać. I tak oto trzeba rozumieć moją wypowiedź. Chcę, aby kolejne moje piosenki z nurtu country trafiły do szerokiego grona odbiorców. Może przez to ludzie zwrócą uwagę na country. Trzeba spróbować, więc mój nowy materiał będzie wesoły, przebojowy, z fajnymi tekstami, a przede wszystkim - będzie brzmiał 100% country. Uff!!!

WSW: "Na dobrej drodze” – tak planujesz nazwać swoją nadchodzącą płytę. Zapowiadasz na niej "Pure Country”. Czym dla Ciebie jako artysty, który najlepiej chyba czuje się w dźwiękowym amalgamacie amerykańskich stylów, jest owe "czyste country”?

PB: Dla mnie najczystsze country definiuje George Strait - Król Country. Jeśli chodzi o dźwiękowe, brzmieniowe szczegóły, których można spodziewać się na zapowiadanym na koniec 2016 roku lub początek 2017 roku albumie, niech to pozostanie na razie tajemnicą. O tym wie tylko mój przyjaciel, band director i współaranżer Janusz Musielak oraz muzycy z którymi współpracuję.

A tak na marginesie - ja nie chcę się teraz "znaleźć na dobrej drodze”. Ja na tej drodze zawsze byłem. To nie jest pragnienie tylko stan.

WSW: A zatem, nie ciągnąc Cię za język, czy Twoja nowa płyta, zawierająca "czyste country”, według Twojej prywatnej definicji, pozwoli Ci odzyskać wiarygodność w oczach tych wątpiących w Twoje countrowe związki?

PB: Ja nie nagrywam kolejnej płyty z myślą, aby odzyskiwać wiarygodność, bo to, co robię, zawsze jest czyste, prawdziwe, bez oszustwa. Wykonuję to, co jest w moim sercu. Ta płyta nie będzie się nazywać "Hej, to ja! Teraz Wam się będę podlizywał, abyście mnie pokochali! Weźcie mnie, błagam!”. Jestem człowiekiem pokornym, ale też jestem "rebel”, jak wcześniej stwierdziłeś. Z płytą "W drodze...” wykonałem dużą marketingową pracę i wysłałem ją w wiele miejsc. Jedni odpowiedzieli i zaprosili mnie, a inni nie. I mówi się "trudno", płynie się dalej, jak mawia Dori z filmu "Gdzie jest Nemo". Nagrywam nowe piosenki i muszą się one same obronić. Jeśli ktoś stwierdzi: "OK, teraz Bączkowski!" i zadzwoni, to nawet się nie spodziewa, jak go mile i z miłością powitam. Wielu już się o tym przekonało i było przesympatycznie.

WSW: Pomówmy teraz o country w skali makro. Jak oceniasz stan muzyki country na dzień dzisiejszy? Czy podążasz w swoich muzycznych poszukiwaniach za aktualnymi tendencjami na świecie, czy też powracasz częściej do klasyków gatunku?

PB: Country ma swoje miejsce w świadomości i sercu swoich fanów. Ta muzyka nigdy nie zginie i zawsze będzie. Ale, jak to bywa, jest raz większy, raz mniejszy "boom". Ale nie należy się tym przejmować, tylko robić swoje. A ja osobiście słucham, słucham i słucham. Napompuję się i potem wynikają z tego fajne rzeczy. Kiedy piszę swoją piosenkę, nie zastanawiam się, czy ma to zabrzmieć klasycznie czy aktualnie. Aczkolwiek przyjmuję sugestię muzyków, z którymi współpracuję.

WSW: O tym, że słuchasz wielu artystów, świadczy na pewno mnogość coverów publikowanych przez Ciebie w internecie. Domyślam się, że wskazanie ścisłego grona ulubieńców może być kłopotliwe, jednak – czy istnieje taki artysta, którego droga artystyczna jest dla Ciebie szczególnym punktem odniesienia lub analogią dla Twoich własnych muzycznych ścieżek?

PB: Na obecnym etapie mojej drogi artystycznej, na dzień dzisiejszy, nie wymienię żadnego nazwiska. Jest ich zbyt wiele. Poza tym każdy etap w mojej działalności muzycznej to pewne nazwiska idoli, o których mówiłem wiele razy. A jeżeli cover, to zawsze piosenka, która mi się podoba. Słucham muzyki non stop od siódmego roku życia, od dwunastego zacząłem grać i śpiewać. To nie są przechwałki albo nieskromność, ale umiem zagrać i zaśpiewać setki piosenek na pamięć. Kornelisz Pacuda powiedział kiedyś, zapowiadając mnie:

- Paweł Bączkowski to artysta, który z niejednego muzycznego pieca chleb jadł, dlatego nigdy z głodu nie umrze.

Powiedział też kiedyś, że różnorodność jest moją siłą. I to stwierdzenie mi się bardzo podoba. Ta właśnie różnorodność zaprowadziła mnie na różne sceny, o których nawet mi się nie śniło. Trzy lata występowałem w Teatrze Studio Buffo w spektaklu pt. "Wieczór amerykański". Na końcu zawsze były bisy i publiczność wybierała sobie wykonawcę, który miał bisować. Zawsze wybierano mnie. Potem Janusz Józefowicz pytał: "A jaką piosenkę chcielibyście usłyszeć, której nikt nie zaśpiewał?" No i padały tytuły. Nie chwaląc się, przydała mi się ta różnorodność. A jak ktoś krzyknął: "COUNTRY!!!”, to byłem w swoim żywiole i trzeba było opuścić kurtynę, bo siedzielibyśmy tam do rana. I tak stałem się skromnym ambasadorem country w miejscu, gdzie nigdy by nie zabrzmiało. I takich miejsc było wiele.

WSW: W wypowiedzi, która wspierała pierwszy w historii Polski Dzień Muzyki Country, podzieliłeś się swoimi przemyśleniami: "Śpiewałem różne piosenki w rożnych stylach i gatunkach. Zrealizowałem każde swoje muzyczne marzenie. Jednak muzyka country, jej przesłanie i teksty są bezkonkurencyjne. Myślę, że muzyka country będzie przy mnie do końca moich dni na estradzie”. Co takiego odnajdujesz w muzyce country, czego nie ma np. w amerykańskich standardach? Wszak tamte piosenki też cechują wyśmienite teksty i przesłanie. A może dostrzegasz pierwiastki country we wszelkich innych gatunkach? Jeśli tak, to co to za pierwiastki?

PB: Wielu amerykańskich twórców sięgało do korzeni muzyki amerykańskiej, czyli do country, bluesa i jazzu. Odnajduję w największych, światowych przebojach elementy country. A w country jest prosty, codzienny język, czysty przekaz, pojawia się problem, ale i jego rozwiązanie. Poza tym countrowi muzycy sesyjni to jest klasa sama w sobie. Nie dziwi więc fakt, że muzycy z Nashville są zapraszani na sesje muzyków popowych i rockowych. W wielu niecountrowych produkcjach słychać gitarę dobro, pedal steel guitar, mandolinę i countrową harmonię głosową. Norah Jones nie jest artystką country, a słychać tam instrumentarium typowo countrowe. Proszę też posłuchać niektórych piosenek Diany Krall. Poza tym żadna piosenka nie wywołała we mnie takiego wzruszenia (aż do łez), jak "I believe" Jimmiego Fortune’a.

WSW: W jednym z wywiadów mówisz, że „w country jest wszystko, country można ze wszystkim połączyć i przerobić na country wszystko”. Przyznam, że tego typu opinie słyszałem dotychczas w środowisku jazzowym, gdy była mowa o najbardziej liberalnym i wyzwolonym jazzie, który pozwala zaadaptować na synkopowane brzmienia praktycznie każdy utwór i całość "nie traci powagi”. Czy country faktycznie jest na tyle uniwersalne, aby godnie udźwignąć covery utworów z innych nurtów?

PB: Country, moim skromnym zdaniem, jest bardzo uniwersalne i plastyczne. Dla przykładu - słyszałeś kiedyś piosenki The Beatles w stylu country? Ja to zrobiłem i publiczność była bardzo pozytywnie zaskoczona. Czy Polską piosenkę patriotyczną "O mój rozmarynie" można zagrać w country? A no, można, bo publiczność w Ostrołęce i innych miastach to słyszała i nagrodziła aplauzem. W końcu, Garth Brooks porwał się na countrową wersję utworu zespołu Aerosmith. Można wymieniać i wymieniać! Nie każdemu może się to podobać, ale artysta czasem ryzykuje, do czego ma prawo i zbiera pochwały, a jak się nie uda, musi wziąć porażkę na klatę. Nie odmawiajmy artystom tego prawa. Dzięki temu muzyka żyje i się rozwija. A przyszłość muzyki jest w ogóle w takich właśnie mariażach muzycznych. Poza tym chodzi o to, aby się dobrze bawić.

WSW: Lubisz eksperymentować i coverować również swoje starsze piosenki. Z czego to wynika? Czy jest to fascynacja nowymi możliwościami technicznymi, czy też niezadowolenie z poprzednio zarejestrowanych wersji?

PB: Jedno i drugie

WSW: Mówiąc o możliwościach technicznych miałem na myśli niedawno założone przez Ciebie własne studio nagraniowe. W związku z tym masz w planach realizację licznych, różnorodnych stylistycznie projektów. Wnoszę z tego, że ciągle jest w Tobie ochota do uczenia się czegoś nowego, sprawdzania się na nowych polach. Czy stworzenie sobie warunków do niespiesznej, artystycznej pracy i anonsowany powrót do korzeni – czyli do country – wynika z chęci stworzenia szczególnie dojrzałego materiału? Czy bagaż lat i doświadczeń może spowodować, że artysta pragnie skłonić się ku bardziej oszczędnym brzmieniom i introspektywnym tekstom – tak, jak ma to miejsce w country?

PB: Posiadanie tych wszystkich studyjnych "zabawek" daje komfort tworzenia. Nie trzeba się śpieszyć, liczyć godzin, denerwować, że nie idzie. Można do czegoś wrócić, poprawić. Spokój w tworzeniu jest najważniejszy. A bagaż doświadczeń jest bardzo ważny i masz rację, powoduje, że nie boimy się usiąść, wziąć tylko gitarę, nagrać wokal i wypuścić produkt bardzo oszczędny, ale mający swoją moc. Myślę, że w moim wieku i po 30 latach na scenie jestem na to gotowy. Poza tym posiadanie własnego studia pozwala nie czekać na uzbieranie pieniędzy na studio. Jest pomysł, jest nagranie, puszczam w eter i zawsze jestem krok przed tzw. konkurencją - chociaż nie lubię tego słowa. Podoba mi się nazwa "HIT FACTORY" - fabryka przebojów, ale taka nazwa już funkcjonuje. A, tak na marginesie, praca realizatora nagrań to nie jest takie hop-siup. Trzeba się nasiedzieć, zarwać noce, nie wstawać od komputera, aby się tego nauczyć. Myślę, że jestem pojętny i otwarty na uwagi i sugestie mądrzejszych ode mnie.

WSW: Oprócz tego sam planujesz przekazywać sugestie młodym muzykom, wszak prowadzisz w domowym studiu zajęcia muzyczne. Jaką myśl chciałbyś szczególnie zaszczepić w głowach i sercach stawiających pierwsze kroki artystów?

PB: Od siedmiu lat uczę gry na gitarze i śpiewu. Ludzie mówią, że mam sukcesy pedagogiczne. Cieszy mnie to bardzo. Dzisiaj już nie uczę gry na instrumencie, skupiając się tylko na uczeniu śpiewu. Moje studio domowe będzie w przyszłości przedsięwzięciem komercyjnym. A teraz po prostu szykuję sobie dogodne miejsce pracy. Każdy, kto przyjdzie, uzyska cały wachlarz dobrych rad.

WSW: Wracając do tego, co powiedziałeś o 30-leciu artystycznej działalności i patrząc na Twój dotychczasowy dorobek, czy odnajdujesz nagranie, które najbardziej Ciebie definiuje, oddaje Twoje wnętrze? A może chciałbyś, aby któraś konkretna płyta była w taki sposób odczytywana? A może właśnie taka płyta dopiero przed Tobą?

PB: Na pewno wszystko przede mną. Każda moja kolejna płyta to było moje "ja”. Ale chyba najlepszą moją piosenka jest "Teraz idę tam gdzie raj" z płyty "Mój głos - Mój krzyk".

WSW: W muzyce country i w ogóle w piosence połową sukcesu jest dobry tekst. Skierowałeś kiedyś zaproszenie do fanów, aby podesłali Ci teksty na potrzeby nowych piosenek. Czy samodzielne pisanie nie byłoby jednak bardziej autentyczne, nie tworzyłoby i umacniało pewnego pisarskiego stylu?

PB: Z tekstami jest trudna sprawa. Skierowałem pierwszy raz prośbę do fanów o podesłanie pomysłów. To nakierowało moje myśli na konkretne tematy. Poza tym ktoś kiedyś powiedział mi, abym nauczył się dzielić sztuką, nauczył się współpracować z innymi - także pod tym względem. Wystarczy czasem jeden wers podpowiedzi i wszystko potem jakoś płynie. Kiedyś red. Marek Gaszyński - dziennikarz Polskiego Radia jak i autor wielu polskich przebojów - określił moje pisanie w ten sposób: "Zazdroszczę Ci tej łatwości pisania melodyjnych piosenek, i tej łatwości pisania prostych, a przecież nie prostackich tekstów, które trafiają do każdego niemal człowieka. O zwykłych sprawach potrafisz pisać tak, że wciąga słuchanie tych piosenek. Ty właściwie zrozumiałeś posłannictwo muzyki country - przekazywać zwykłe sprawy zwykłym, codziennym językiem, bo dotyczą one nas wszystkich”. No i tego się będę trzymał i mam nadzieję, że sprostam tej opinii.

WSW: No właśnie - "teksty o zwykłych sprawach, które trafiają do każdego człowieka”. Zaobserwowałem takie zjawisko, że country w ujęciu generalnym bywa niedostępne dla wielu ze względu na obcą kulturowo, westernową otoczkę. Mowa tu np. o kowbojskiej tematyce tekstów czy też nieco kwiecistym emploi wykonawców i fanów. Jak wiadomo, nie jest to żelazną regułą. A ja chciałbym Cię spytać, czy jesteś za nawiązywaniem do symboliki rodem z USA, czy też uważasz, że lepiej wypracowywać własny, oryginalny, rodzimy styl polskiego country?

PB: Piosenki country and western to korzenie country. Jeśli odetniemy się od korzeni, to szybko obumrzemy. Nie ma country bez westernowych korzeni. Nie ma rocka bez rockabilly. Każdy gatunek muzyczny ma swoje korzenie. Zapomnieć o korzeniach to tak, jakby odciąć się od ojca i matki. Podziwiam fanów country w ich barwnych i fascynujących strojach. Nie mówiąc już o tym, że jest wielu, którzy chodzą tak na co dzień. To jest odwaga! Ja nie miałem tego wiele, a Stetson na 30-lecie to chyba nie grzech? W moich tekstach nie było, co prawda, westernowych treści, co nie znaczy, że nie umiem śpiewać starych numerów. Jestem za tworzeniem polskiego country, opartym na amerykańskich brzmieniach. Jednak zespoły typowo westernowe też są potrzebne, a i otoczka westernowa też, aby zaakcentować countrową tożsamość. Jestem jak najbardziej za siankiem, wozem drabiniastym, kapeluszami, strojami country i wszystkimi tymi countrowymi słodkościami.

WSW: 20 listopada w Szamotułach odbędzie się Twój jubileuszowy koncert. Czy mógłbyś zdradzić szczegóły wydarzenia? Jakich countrowych słodkości można się na nim spodziewać? Czy wydarzenie będzie nagrywane bądź transmitowane online?

PB: Produkcją tego koncertu zajmuję się tylko ja i moja żona Iwoncia. Pomaga mi w tym grono ludzi dobrej woli z Szamotulskim Ośrodkiem Kultury na czele. Na pewno nagramy ten koncert, potniemy na klipy i coś z tego wyjdzie. Transmisji jednak nie przewidujemy. Niespodzianką będzie samo brzmienie zespołu, nowe piosenki i facet, który ma 52 lata i daje radę! Skład zespołu jubileuszowego jest następujący: Marcin Krakowski na perkusji, Paweł Głowacki na gitarze basowej, na gitarze solowej - prawie szamotulanin grający w Nashville i Memphis - Janusz Musielak, na gitarze akustycznej i gitarze dobro - Andrzej Baranowski, na skrzypcach były muzyk Filharmonii Berlińskiej Tomasz Urban z Wrocławia, na pedal steel guitar członek stowarzyszenia steelowców amerykańskich, grający w niegdyś Nashville Leszek "Lester" Laskowski z Łodzi. Tak więc skład zespołu zapowiada się imponująco. Jestem także przekonany, że jego brzmienie, jak i repertuar koncertu zadowoli wszystkich. Posłuchacie Państwo wszystkich największych przebojów z moich płyt autorskich, jak i nowe, niedawno napisane piosenki, które chciałbym wydać na nowym krążku w 2016/2017 roku.

WSW: Pawle, powiedziałeś tyle ciekawych rzeczy, że z pewnością zachęciłeś wielu czytelników, nie tylko do odwiedzenia Szamotuł listopadową porą, ale również do sięgnięcia po Twoje dotychczasowe dokonania. Co im zaproponujesz?

PB: Wszystko jest na YouTube. Wystarczy wbić "Paweł Bączkowski” i zarezerwować kilka dni i nocy, to można wszystkiego posłuchać. Do wyboru jest prawie 300 klipów. Drugie tyle materiału audio-wideo czeka na publikację. Wszystkie moje płyty się wyprzedały i nie ma możliwości ich zakupu. Nawet płyty „W drodze i na drodze" już nie ma i nie zamierzam jej dodrukowywać. Wypada więc też czekać na nową płytę.

WSW: Poproszę na koniec o krótkie przesłanie, z którym chciałbyś pozostawić polskie środowisko country – fanów, promotorów, organizatorów wydarzeń itd.

PB: Jestem przekonany, że pewnego dnia, kiedy zakończymy naszą ziemską wędrówkę, kiedy zostaniemy pozytywnie zweryfikowani i dane nam będzie przekroczyć bramy niebios, to w Królestwie Niebieskim będzie brzmiała muzyka country i wszyscy zaśpiewamy "Will The Circle Be Unbroken”, więc przygotujmy się do tego już za życia. Tak więc więcej country w sercach i na Polskich estradach. Hee Haaw!

***

Treść witryny podlega ochronie prawnej zgodnie z przepisami Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 1994r. Nr 24, poz. 83, z późn. zm.). Kopiowanie treści bez pisemnej zgody autora stanowi naruszenie majątkowych praw autorskich oraz podstawę odpowiedzialności karnej przewidzianej przepisami art. 116 § 1-4 ww. ustawy.

bottom of page